Dzieci są naturalnymi i wdzięcznymi podróżnikami. Mają niewielkie potrzeby w porównaniu z dorosłymi, wcale nie wymagają specjalnych wygód w czasie wypoczynku, wykazują się naturalną ciekawością świata. Uwielbiają przebywać na świeżym powietrzu, lubią spać w namiocie, oglądać zwierzęta, szukać skarbów albo liczyć gwiazdy… Czy warto podróżować z dziećmi, poznawać razem z nimi świat i jego smaki?

Tekst i zdjęcia ©Dominika Zaręba

Świat ukryty w szczegółach

Dzieci zaciekawi wszystko. Zwłaszcza jeśli ma to swoją opowieść, historię. I oczywiście jeśli można tego dotknąć. Dzieci świetnie wyczuwają klimat miejsca, mają naturalną wrażliwość i ciekawość świata. Uczą nas odkrywania detali i szczegółów, które często są już niezauważalne albo pozornie nie mają znaczenia dla dorosłej osoby. Podążając za wzrokiem dziecka można zobaczyć świat w innym wymiarze, kolorze i perspektywie. Błyski z oknach zamkowej wieży, skaczące za łodzią delfiny gdzieś na horyzoncie oceanu, chłopca puszczającego latawiec w kształcie galery, kota śpiącego za pelargonią, skalne lwy przed pałacem przypominające Aslana z Narnii, dziwne cienie na brukowanej ulicy tuż przed zachodem słońca, szpiczasty kapelusz sprzedawcy brzoskwiń na targu, największą dynię świata i najmniejszego na plaży kraba… – Mamo, dlaczego księżyc raz jest smutny a raz jest wesoły?… – Dlaczego mango ma zieloną skórkę a w środku jest żółte? A arbuz? Po co koty mają wąsy, a aligatory długie paszcze? A czym się różni aligator od krokodyla?… Trzeba się przygotować na trudne pytania małego wędrowcy i popuścić wodze fantazji…

W lokalnym rytmie

Dzieci świetnie aklimatyzują się do miejscowych warunków – stylu i rytmu życia. Nie wymagają specjalnych wygód, „cieplarnianych warunków” w czasie wypoczynku, lubią spać w namiocie, przyczepie kempingowej, w hamaku, na trawie. Przełamują w naturalny sposób kulturowe bariery i stereotypy. Podróżując z dzieckiem nie jesteśmy już tak inni i tak obcy, możemy bliżej poznać rytm i koloryt lokalnego życia i obyczajów. Okazuje się, że wszystkie matki, ojcowie, opiekunowie świata mają identyczne wspólne tematy, troski i radości.

Indonezja, ruchliwy targ w Ubud, górskim balijskim miasteczku słynącym z utalentowanych artystycznie mieszkańców. Na stoiskach roi się od barwnych tkanin, malowanych ręcznie mebli z mahoniu i drzewa monsunowego teak, hamaków, kolorowych strojów i biżuterii dla turystów, drewnianych masek, obrazów, przypraw. Mama indonezyjska sprzedająca na targu razem z małą córeczką pokazuje mi jak nosić sześciomiesięcznego Stasia w kolorowym sarongu: – Dajesz mu już ryż? To Twój o Wayan czy Made? (na Bali Wayan to imię pierwszego dziecka, Made drugiego, Nyoman trzeciego …) – zasypuje mnie pytaniami patrząc z czułością na najmłodszego podróżnika jakiego tu widziała. Małe dzieci na Bali są ubóstwiane, mieszkańcy wierzą, że im młodsze tym bliższe są niebu i królestwu dobrych duchów…

Andaluzyjska wiosna, Sewilla, bar tapas przy Placu Alfalfa, z kuchni unosi się zapach rozmarynu i szafranu. Prawie wszystkie stoliki kawiarnianego ogródka są już zajęte, miejscowi przyszli na danie dnia jeszcze przed obowiązkową sjestą, kiedy zamkną wszystkie restauracje. Mama hiszpańska dziwi się, że Jagódka nie chce jeść dzisiejszego menu del día jakim jest paella de mariscos z owocami morza. Co być zjadła cariño? – pyta. – Pierogi ruskie! – woła pięcioletnia dziewczynka i biegnie na zjeżdżalnię z nowo poznaną koleżanką Maríą, która dopiero skończyła zajadać się paellą. – Jak będę duża, to nawet kraby będę jeść jak wujek Jose – dodaje. Uno, dos, tres, quatro, cinco… tyle krabów zjem – pokazuje sugestywnie Jagoda i obie dziewczynki wybuchają śmiechem.

Upalne lato w Nowym Jorku. Jemy amerykańską kolację u rodziny mieszkającej w dzielnicy willowej Jamaica, która w ramach couchsurfingu przyjmuje gości z różnych stron świata, najchętniej z dziećmi . Na stole: hamburgery z ogrodowego grilla, czerwona fasola dla wegetarian i wino kalifornijskie. Mama amerykańska wylicza program jutrzejszych zajęć dzieci: – Najpierw zawiozę Ethana ma naukę jazdy na deskorolce tu na Queensie, potem Sharon na lekcje tańca na Broadwayu. Możemy spotkać się po południu na placu zabaw w Central Parku…- Co Wam się najbardziej podobało w NY? – pytają nas miejscowi. – Zdecydowanie w Nowym Jorku najlepiej poznaliśmy place zabaw i Muzeum Historii Naturalnej. A Jagódka rysuje właśnie smoka wawelskiego dla Sharon i oznajmia: – To był najfajniejszy dzień w moim życiu!

Hot-dog z colą, coś o utrapieniach żywieniowych rodziców

Najtrudniejszy temat w czasie podróży – co one będą tam jadły? – Przecież nie weźmiesz ze sobą słoików z rosołem, kotletów mielonych i naleśników z serem – pyta zaniepokojona rodzina. Tak, to prawda, najtrudniejsze w podróżowaniu z dziećmi jest jedzenie. Jak je przekonać, żeby w Indiach spróbowały samosy, w Andaluzji garbanzos ze szpinakiem, w Meksyku burrito i quesadillas, na Słowacji bryndzowych halušków? Codziennie najchętniej jadłyby hotdoga i frytki i popijały colą albo ice-tea z gigantyczną ilością cukru. Ale podróż wakacyjna czy weekendowa nie trwa przecież całe życie. Zresztą każde dziecko jest inne i ma inne smaki, można spróbować pomóc mu odkryć te, które najbardziej mu odpowiadają – może jakiś egzotyczny owoc, może nowa zupa albo lokalne pieczywo? Z zazdrością i podziwem zawsze patrzę na dzieci przyjaciół, które z apetytem potrafią zjeść np. hinduskie curry z kalafiora i ziemniaków mocno przyprawione imbirem, albo marokański tadżin z kolendrą i kuminem. A moją pociechę z „egzotycznej” kuchni zadowoli jedynie banana pancake trzy razy dziennie, ewentualnie miseczka białego ryżu. – Tylko bez żadnych warzyw i przypraw ten ryż, mamo, dobrze?… Pocieszam się tylko, że podróż nie trwa wiecznie, że zaraz na targu kupimy przecież jakieś owoce, a dieta składająca się z ryżu, chleba i wody nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Najważniejsze, że jesteśmy tu razem, poznajemy smaki świata – ja poznaję bardziej te kulinarne a dziecko – te bardziej nieuchwytne jak klimat miejsca, kolory i zapachy. Wierzę, że te smaki świata zostaną w nim na zawsze, nawet jeśli nie zapamięta miejsc, w których było jeszcze jako mały wędrowiec.