[:pl]PRZYGODA DRUGA / ZAGADKA STAREJ FOTOGRAFII
tekst: Dominika Zaręba /// obrazy: Celina Kędziera
ROZDZIAŁ 3. Detektywi w akcji
(zob. Rozdz. 1 / zob. Rozdz.2)
Przedwiosenne dni wciąż jeszcze były krótkie. O godzinie siedemnastej już powolutku zachodziło słońce. W muzeum iskrzyło się światełko, pan Zbyszek już tam musiał wertować swoje archiwa i książki. Spostrzegłem Talbota wędrującego w dół Rynku z wrodzoną sobie elegancją. Latarenki w uliczkach rozświetliły się, a sir Fox wyglądał w tej aurze naprawdę zjawiskowo, jakby urwał się z pięknej bajki. – To niesamowite mieć takiego towarzysza przygody! – pomyślałem przejęty. Do Izby Muzealnej, mieszczącej się w zabytkowym drewnianym, bielonym domu, weszliśmy razem. Mieczowana brama zaskrzypiała. Pamiętam jak przewodnik opowiadał, że budynek ten jako jedyny uchował się z pożaru na lanckorońskim Rynku w 1868 roku.
Zbyszek uśmiechnął się na nasz widok i zaprosił do stołu, gdzie w czajniczku już parzyła się ziołowa herbata. Zapachniało lipą z miętą i sokiem malinowym.
– Usiądźcie kochani. Nie uwierzycie co mi się dzisiaj przydarzyło. Kiedy wracałem do domu, na kalwaryjskiej dróżce leżała moja teczka z mapami. Była do niej przyczepiona karteczka z napisem – „Znalazca proszony o oddanie do Izby Muzealnej w Lanckoronie” i inicjały F.T i M.T.
– No nie, to już jest bezczelność, nie dość, że próbują nielegalnie coś odnaleźć na zamku, kradną panu mapy, to jeszcze przybrali sobie kryptonimy Foxa i Matyldy. I dosłownie depczą nam po piętach! – zawołałem oburzony. Mamy mało czasu. Musimy działać szybko.
– Zgadzam się Dolibuku – odrzekł ze spokojem Fox. – Ale nie możemy ulegać emocjom. Trzeba wytężyć umysły i skupić się na odczytaniu tekstu ze zdjęcia. Musimy działać z zaskoczenia, zwłaszcza, że nic o nas nie wiedzą. Wiemy, że dzisiaj w nocy ponowią eskapadę na ruiny… – dodał.
– Skąd to wiemy drogi lisie? – zapytałem zdziwiony.
– Słuchajcie, od tego powinienem zacząć… Nie uwierzycie jak wam powiem, że na śniadaniu w willi przy stoliku obok usiadła para turystów do złudzenia przypominających naszych tajemniczych gości z ruin. Rozpoznałem ich po głosie, ten charakterystyczny francuski akcent… Zachowywali się jak para zakochanych w podróży. Rozmawiali o alejkach spacerowych na Górze Lanckorońskiej i o planach na najbliższe dni. Gdybym wcześniej ich nie spotkał, byłbym pewien, że to zwyczajni turyści francuskiego pochodzenia, którzy przyjechali, by zaczerpnąć świeżego powietrza na łonie natury i poczuć artystyczną atmosferę Lanckorony. I najlepsze – powiem wam teraz – usłyszałem, że planują dzisiaj „romantyczny” spacer na ruiny Alejką cichych szeptów, o północy… o mało nie udławiłem się bułką z białym serem jak to powiedzieli… – zażartował lis. – Jak pan myśli – lis zwrócił się teraz do Zbyszka – po co im były te pana mapy?
– Hmm, właśnie nie powiedziałem wam najważniejszego. Z teczki zginęła jedna mapa (na szczęście była to kopia, a nie oryginał). Chodzi o plan zamku z czasów konfederatów. Podobno w tym czasie na ruinach grasowało najwięcej złodziejaszków – tak zwanych poszukiwaczy skarbów, ale ja ich nazywam rabusiami, bo nie wiemy ile cennych dla nauki fragmentów zamku mogli zniszczyć i rozebrać w tym czasie. Na planie naszej fortecy ktoś (podejrzewam, że był to Teofil Korzeniowski, żyjący na przełomie wieków XIX i XX, dzięki któremu przetrwało wiele dawnych opowieści o Lanckoronie) zaznaczył miejsca, gdzie mogły znajdować się tajne wejścia do podziemi zamku. Zgodnie z legendą wejście główne było w studni zamkowej kuchni, ale w tym czasie była już dawno zasypana. Teofil, którego rękopisy znaleziono niedawno w starym kredensie w Krakowie, podejrzewał widocznie, że musiało być także inne tajne wejście do podziemi. Zaznaczył na planie kilka prawdopodobnych miejsc. Jednym z nich była wschodnia ściana naszej baszty ze zdjęcia. Popatrzcie – byłem dziś w Krakowie w Muzeum Etnograficznym i zdobyłem nową kopię mapy z zapiskami Teofila.
– W takim razie już wiemy, czemu tajemnicza para kręciła się przy tej wieży – powiedziałem ze smutkiem w głosie. Są krok przed nami do rozwiązania zagadki. Możemy nie zdążyć…
– Ależ Dolibuku, nie poddawaj się tak łatwo – zawołał sir Fox. Gdzie się podział twój wrodzony optymizm i duch przygody? Potrzebujemy teraz siły twojego analitycznego umysłu… i więcej wiary w siebie – drogi przyjacielu! Popatrzmy raz jeszcze na szyfr i wpiszmy odgadnięte fragmenty hasła. Lis wyciągnął notes i napisał:
(szyfr: L.MDCCCXXXIV/F. T./M.T.F.T.=XXFN/M.T./L.MCMXXXIV
Lacock.1834/Fox Talbot/M.T.F.T.=XXFN/Matylda Talbot/Lanckorona.1934
Nastała chwila ciszy. Cała nasza trójka zaczęła wpatrywać się w tekst. Nie miałem wątpliwości – intuicja podpowiadała mi, że mamy do czynienia z zagadką Madame Matyldy Talbot! Pozostał nam do odgadnięcia środek szyfru, najtrudniejszy fragment.
– Przepraszam za chwilę zwątpienia kochani! – powiedziałem i wyciągnąłem swoje notatki. Otóż, prawdopodobnie znak równości oznacza, że środek hasła został zapisany podwójnym szyfrem. Po odgadnięciu dwóch stron równania będziemy mieli pewność, że zawierają tę samą wskazówkę i nie popełniliśmy błędu. Wydaje mi się, że łatwej odgadnąć prawą stronę. Tutaj sobie na marginesie nawet zaznaczyłem, że może to być znowu liczba – pisana rzymskimi cyframi XX – czyli dwadzieścia. Jeśli tak, to kolejne litery mogą oznaczać nazwę jednostki miary oraz kierunek. Ponieważ u Was na Wyspach Brytyjskich odległości mierzymy w stopach – czyli „feet”, to literka F może właśnie oznaczać stopy.
– A literka „N” – kierunek… – zamyślił się Fox, czyli „północ” oznaczaną na całym świecie literą N (North).
– Czyli mielibyśmy 20 stóp w kierunku północy! – zawołał Zbyszek.
– Jedna stopa to około 30,48 cm, czyli 20 stóp daje nam ponad 600 cm, co czyli 6 metrów z hakiem… – obliczyłem szybko popisując się swoją matematyczną błyskotliwością.
– W takim razie teraz potrzebujemy wydedukować odkąd trzeba liczyć te 6 metrów na północ. Jaki jest punkt odniesienia – zamyślił się pan Zbyszek. – Trudniej będzie chłopaki odgadnąć hasło po lewej stronie równania, ale liczę na Waszą erudycję i znajomość języków obcych – zachęcił.
– Dokładnie drogi przyjacielu! Języki obce! Słowo klucz na teraz. Skupmy się zatem na języku angielskim, bo skoro madame Matylda podaje nam odległość w stopach, to sugeruje, że hasło jest także w języku angielskim. Spróbujmy pogłówkować, jakie słówka kryją się pod tymi literami. Jak ja to uwielbiam! – krzyknąłem i podskoczyłem rozentuzjazmowany na krześle a wraz ze mną niebieski kapelusik.
– Zobaczcie – powiedział lis. To są takie same litery jak w inicjałach Foxa i Matyldy, tylko odwrócone. Kiedyś rozwiązywałem szyfr oparty na podobnych zasadach i okazało się, że należy go czytać w dwie strony. Mielibyśmy wtedy do odgadnięcia nie 4, ale 8 wyrazów zaczynających się od liter M.T.F.T a następnie czytanych wspak – czyli T.F.T.M. Macie jakieś skojarzenia? – zapytał.
– Pierwsze co przychodzi mi do głowy, a ma związek z zamkiem, to angielskie słowa na T. – takie jak „tower” (wieża) albo „treasure” (skarb), albo jedno i drugie. – uśmiechnąłem się. Na przykład M.T.F.T mogłoby oznaczać: „My Tower Find Treasure” (moja-wieża-znajdź skarb), albo „My Treasure Find Tower” (mój-skarb-znajdź-wieżę). Czyli mniej więcej chodziłoby o to samo. Ponieważ dama ze zdjęcia opiera się o wieżę, to sugeruje nam dobitnie, że skarbu należy szukać w tej okolicy.
– Jesteś genialny Dolibuku! Twoja interpretacja się broni, ale jednak wciąż nie możemy dać znaku równości pomiędzy prawą i lewą stroną działania – słowa: „mój skarb – znajdź wieżę” nie są wciąż tożsame z: „20 stóp na północ” – lis podrapał się za uchem.
– Zgadza się lisku. Jednak pamiętajcie, że mieliśmy także odgadnąć znaczenia liter wspak, czyli teraz weźmy się za T.F.T.M.
– Oczywiście. A co powiecie na to, gdyby T.F. oznaczało „twenty feet”, czyli nasze „20 stóp” – powiedział triumfalnie Fox.
– Brzmi całkiem sensownie, tylko za nic nie mogę wymyślić co dalej. Co z tym T.M… – zamyśliłem się.
– Musiałaby być znowu gdzieś sugestia kierunku północnego – N, ale nie mamy litery N w tej części hasła – zauważył Fox. Czy znacie jakieś inne określenia na północ w języku angielskim?
– Zaraz, zaraz – zawołał Zbyszek sięgając po encyklopedię geograficzno-historyczną. Słuchajcie, w naszym języku „północ” oznacza także środek nocy, godzinę 0:0, a po angielsku to „midnight”. Kiedyś o tym czytałem i zaraz Wam pokażę co mi się przypomniało. – zawołał. O jest – posłuchajcie: „Na północnej półkuli słowo północ określające godzinę 0:0, czyli 24:00 ma prastary geograficzny związek z północnym kierunkiem świata”. Dlatego pomyślałem sobie, że oczytana pani Matylda znalazła inne, dawne określenie na północ – „north”, czyli „midnight”. – pan Zbyszek był bardzo z siebie siebie dumny. Faktycznie jego wywód zrobił na nas wrażenie! To była fantastyczna chwila!
– W takim razie mamy coś takiego moi kochani odkrywcy zagadek świata:
„Twenty feet to Midnight”, czyli „20 stóp do północy”, a zatem popatrzcie na nasze odszyfrowane hasło – powiedział sir Fox:
Lacock.1834/Fox Talbot/
Mój (M) skarb (T) – znajdź (F) wieżę (T) = 20 f N
dwadzieścia (T) stóp (F) do (T) północy (M)
/Matylda Talbot/Lanckorona.1934
– Oczywiście zauważcie, że na zdjęciu pani Matylda stoi na skraju wieży patrząc na południe. Zatem północ będzie za jej plecami. I tam należy szukać talbotowej niespodzianki – podsumowałem radośnie naszą fascynującą dyskusję.
– I teraz popatrzcie moi drodzy na plan twierdzy – odparł Zbyszek. Teofil Korzeniowski już na początku ubiegłego wieku zaznaczył w tym miejscu prawdopodobne wejście do podziemi zamku. To niesamowite… – zamyślił się.
– To co! Bierzmy sprzęt i ruszamy na Zamek! – zawołałem.
– Kochany Dolibuku. Znowu poddajesz się emocjom chwili zamiast myśleć racjonalnie. Owszem, jest szansa, że odkryjemy skarb. Ale to byłaby tylko połowa mojej misji. Przecież ja muszę dowiedzieć się kim są złodzieje eksponatów z naszego muzeum i odzyskać nasze dzieła nauki! Jeśli sami znajdziemy ten skarb, to nigdy nie złapiemy złoczyńców! – powiedział nieco uniesionym głosem sir Fox.
– Pozostaje nam przyłapać ich na gorącym uczynku i … pozwolić im pierwszym odkryć zagadkę Matyldy – zasmuciłem się nieco. Pan Fox miał rację. Liczyły się cele wyższe niż zaspokojenie samej żądzy przygody.
– Zbliżcie się moi drodzy detektywi. Powiem wam na ucho co teraz zaplanowałem.
Zaufaliśmy doświadczeniu Sir Foxa. W końcu nie bez przyczyny angielska policja z hrabstwa Wilshire powierzyła mu tę zaszczytną misję. Przed nami szykowała się perspektywa kolejnej bezsennej nocy. Ale tak wielka dawka adrenaliny nie pozwoliłaby nam zmrużyć oka. Fox wykonał kilka tajemniczych telefonów. Potem zabrałem go do domu na kolację, żeby znowu mi nie zasłabł i nie zbladł. Pewnie się domyślacie, że zjedliśmy pierogi z jagodami, a dla niektórych – z borówkami – pod śmietanową pierzynką. Misja, misją, ale pewne rytuały życiowe trzeba pielęgnować. Po kolacji napiliśmy się czekolady, z odrobiną chili, ma się rozumieć, i ucięliśmy sobie małą drzemkę. Zaprosiłem Foxa na mój zaczarowany fotel bujany. Potem twierdził, że śniło mu się jak śpiewał arie operowe, a na fortepianie akompaniowała mu Matylda Talbot. Nie było czasu, by mu wyjaśniać teraz historię fotela (prześlę mu do poczytania moją przygodę pt. „Senna bajka”) a o muzycznej historii napiszę wam kiedyś w innym rozdziale (obiecuję!). O 22.00 mieliśmy już być na Zamkowej Górze. Ze Zbyszkiem umówiliśmy się obok altanki u stóp ruin. Na wszelki wypadek woleliśmy nie zbliżać się do Zamku, chociaż bardzo nas kusiło, żeby odmierzyć te 6 metrów na północ. Znaleźliśmy sobie kryjówkę w takim zapadlisku u stóp ruin. Zabrałem ze sobą gruby wełniany koc od kuzynki ze Szkocji, żebyśmy nie zmarzli podczas finałowej akcji. Musieliśmy teraz uzbroić się w cierpliwość i czekać na rozwój wypadków.
Wybiła północ – tylko wiatr nic sobie nie robił z ciszy i hulał na zamkowej Górze, było już dość ciepło jak na tę porę roku, żadnych śladów po śniegu, który jeszcze wczoraj pokrywał świat. Jakieś pięć minut po dwunastej zobaczyliśmy ich obok baszty. Byliśmy za daleko by usłyszeć o czym rozmawiają. Ciekawe czy udało im się odgadnąć szyfr ze zdjęcia czy też kierują się jedynie wskazówkami ze starej mapy skradzionej z muzeum – zapytałem się sam siebie. Chciałem wierzyć, że tylko my posiedliśmy wiedzę przebojowej Matyldy. Tak jakby specjalnie do nas kierowała swój uśmiech ze zdjęcia…
Światło księżyca, niczym reflektor, oświetlało teatralną scenę jaką jawiła się teraz Zamkowa Góra. Przed nami rozgrywała się kulminacyjna część przedstawienia.
(c.d.n.)
[:]