Danka Jaworska, fot. Małgorzata Gajos / archiwum Artystki
tekst: Dominika Zaręba
Na lanckorońskim Rynku krzyżują się ścieżki świata. Historie lokalne mieszają się z lanckorońskimi i powstaje barwna kompozycja tego co jest daleko i tego co blisko. Wszystko co wpada do Lanckorony z zewnątrz jest w jakiś tajemniczy sposób jest tutaj przetwarzane i obrabiane niczym glina w pracowni ceramiki. A może oheblowywane jak mebel w miejscowej stolarni albo mieszane pędzlem na palecie w tutejszym atelier… W każdym razie po chwili staje się lanckorońskie, wzbogacając duszę tego miejsca. Można to zjawisko nazwać lanckorońskim realizmem magicznym.
„Nieokiełznana wyobraźnia daleko wybiegała poza działanie i prawa natury, a czasami nawet także poza dziedzinę cudów i magii”. Czy te słowa Gabriela Garcii Marqueza ze „Stu lat samotności” nie mogłyby być napisane w Lanckoronie? Chociaż poetyka realizmu magicznego kojarzy nam się głównie z literaturą hiszpańskojęzyczną i światem iberoamerykańskim, to jednak – śmiem twierdzić – idealnie pasuje do naszej lanckorońskiej rzeczywistości i tego co tutaj w Lanckoronie powstaje w wielu dziedzinach sztuki – malarstwie, grafice, fotografii, poezji i prozie, muzyce, a także ceramice i animacji filmowej.
Myślę, że ten realizm magiczny w jakiś sposób łączy też twórców i twórczynie, którzy czerpią z Lanckorony swoje artystyczne inspiracje. Popatrzmy na obrazy Danki Jaworskiej, wybitnej europejskiej malarki tworzącej pomiędzy Sztokholmem a Lanckoroną. Jej ponadczasowe kobiece postaci, wielość kolorów i faktur, bijąca z obrazów nostalgia i tajemnica… Czy nie jest to estetyka niczym z definicji realismo mágico? Danka ma w sobie ogień i przechadza się uliczkami Lanckorony w kapeluszach, nierzadko w panamie. Ten kapelusz ma latynoamerykański rodowód i pochodzi z Ekwadoru. Wtedy sobie przypominam kolory i faktury indiańskich tkanin wśród wulkanów Andów. Widzę kawiarenkę w wiosce Quilotoa położonej u stóp prawie 4-tysięcznego wulkanu o tej samej nazwie. Kafejkę prowadzą moi przyjaciele z rodziny Pakary, ludzie Quechua, potomkowie Inków. Gospodyni Marta też dumnie nosi na co dzień panamę. Rozmawiamy o życiu w Ameryce Łacińskiej i Europie. W czarnych bystrych oczach kilkunastoletniej córki Sisy kryje się marzenie o dalekich podróżach.
– Przywiozę stąd trochę kolorów – uśmiecham się na samą myśl o tym jak te mocne, kontrastowe barwy pasują do Lanckorony. Właściwie jakby zmrużyć oczy, to Góra Lanckorońska z oddali przypomina kształtem wulkan… I tak w nieskończoność można snuć surrealistyczne połączenia i skojarzenia…
W małej Lanckoronie mieści się cały świat. W nieodgadniony sposób staje się przestrzenią do międzynarodowych wydarzeń i projektów, przyciąga ludzi i czerpie z energii różnych zakątków. Potem jakaś cząstka innego kraju, odległego miejsca, zostaje tu na zawsze.
Tekst z cyklu: Miniatury podróżne Dominiki, „Kurier Lanckroński”, lato 2024.