Dźwięk trąbki roznosi się po miasteczku przez pięć dni od rana do nocy, bez przerwy. Melodie poruszające, radosne, porywające do tańca, a jednocześnie gdzieś tam w głębi słowiańsko-melancholijne… jak z planu filmowego Kusturicy. Co za radość móc zatańczyć spontanicznie na ulicy przy akompaniamencie najbardziej szalonych orkiestr dętych świata? Jestem w Guczy, niewielkiej miejscowości w południowo-zachodniej Serbii w regionie Dragačevo. Raz do roku to niepozorne miasteczko staje się muzyczną stolicą kraju. Tutaj w pierwszej połowie sierpnia od ponad pół wieku odbywa się największy nie tylko na Bałkanach ale i na świecie festiwal trębaczy. Na kilka dni ulice, przydomowe ogrody, górskie polany Guczy zamieniają się w niekończące bałkańskie jam sessions w wykonaniu ponad stu orkiestr dętych.
tekst ©Dominika Zaręba
Szaleństwo „Made in Guča”
Rozbijamy namiot na polanie powyżej miasteczka, pod jabłonką. Polana należy do Dušana, który przeżył już ponad 40 festiwali, przyjmując u siebie w domu gości imprezy, głównie obcokrajowców. Na podwórku leżącego na wzgórzu gospodarstwa dobrze słychać rozlegające się zewsząd dźwięki trąbki. Co rusz jakiś miejscowy muzyk wpada tu na towarzyski kieliszek rakiji…
Do miasteczka Gucza (Guča, Гуча), liczącego dwa tysiące mieszkańców, co roku na festiwal przyjeżdża średnio 600 tysięcy widzów, w większości Serbów. Przybywają też goście zagraniczni, głównie miłośnicy klimatów bałkańskich i muzycy, którzy chcą się sprawdzić w improwizacjach z miejscowymi artystami. Szaleństwo „Made in Guča” jest plenerową imprezą muzyczną, podczas której każdy może zagrać, zrobić sobie koncert na ulicy, przy głównym placu pod pomnikiem trębacza, w jednej z knajpek, na łące…- Impreza zwana po serbsku Dragačevski sabor trubača organizowana jest nieprzerwanie od 1961 r. – opowiada Adam Tadić, dyrektor miejscowego centrum kultury i sportu, głównego organizatora imprezy. Na co dzień uśpione uliczki miasta, podczas festiwalu zamieniają się w spontaniczne miejsce zabawy, tańca, niekończących się jam sessions i żywiołowej energii. Festiwal to przede wszystkim granie na ulicy, w restauracjach i barach. Big bandy, składające się trębaczy, perkusistów, czasem skrzypków, wygrywają ludowe serbskie utwory albo własne improwizacje. Muzyka od razu porywa wszystkich do tańca. Miejscowe Romki wskakują na stoły i popisują się tańcem brzucha, wdziękiem oraz wrodzonym poczuciem rytmu… Strumieniami leje się wino, rakija i piwo… Tych, którym udało się choć na chwilę zmrużyć oko, budzi poranny dźwięk trąbki „na dzień dobry” o 7 rano!
Historia Trąbki z Dragačeva
Dźwięk trąbki towarzyszy wszystkim najważniejszym wydarzeniom rodzinnym i tradycyjnym imprezom lokalnym w serbskich wioskach i miasteczkach. Na trąbce gra się na urodzinach, imieninach, chrzcie, ślubie, pogrzebie… Melodie są różne – od najbardziej rdzennych, przez marsze po tradycyjne tańce serbskie zwane kolo i čoček.
W Muzeum Trąbki, które mieści się tuż przy słynnym pomniku trębacza w sercu miasteczka, dowiemy się, że tradycja grania na „trąbce z Dragačeva” ma już ponad 200 lat, a korzenie festiwalu w Guczy sięgają roku 1831, kiedy książę Miloš Obrenović nakazał utworzenie pierwszej wojskowej orkiestry dętej. Większość muzyków jest samoukami, gra ze słuchu, spontanicznie, często bez nut. Co roku w festiwalu bierze udział coraz więcej grup muzycznych walczących o zwycięstwo w różnych kategoriach w prawdziwym pojedynku na trąbki. W pierwszym festiwalu w 1961 r. wystąpiły cztery orkiestry, dzisiaj ich liczba przekracza sto!
Serbski festiwal trębaczy jest dzisiaj niepowtarzalnym wydarzeniem muzycznym w Europie Południowo-Wschodniej, unikalnym w skali Europy a nawet świata. Wielu miłośników jazzu i dźwięku trąbki twierdzi, że nie uczestniczyć w festiwalu w Guczy, to tak jakby nie odwiedzić Nowego Orleanu… – Nie wiedziałem, że można w taki sposób grać na trąbce! – miał powiedzieć sam Miles Davis o bałkańskim festiwalu, czym chwalą się organizatorzy we wszystkich materiałach promujących festiwal. Przybywajcie! Srećan put! Szczęśliwej podróży!
Słowiańska dusza
Siedzimy w jednej z knajpek przy głównej ulicy na tarasie, obok przy stole zasiada eleganckie towarzystwo przybyłe z Belgradu, kilka pokoleń przy jednym stole nuci bałkańskie melodie. Przywołują na taras jedną z orkiestr grających poniżej na ulicy i zamawiają kilka utworów, częstując trębaczy winem i wrzucając im do trąb niemałe sumy dinarów. Śpiewają płacząc z radości, dobrze im wychodzi, trzeba przyznać. Myślę sobie, że w Polsce jakby miała zaśpiewać cała rodzina z przyjaciółmi, to nie poszłoby tak pięknie, harmonijnie i żywiołowo. Główny gospodarz ceremonii prosi kelnera o poczęstowanie nas jakimś przysmakiem. Na stół wjeżdżają nadziewane papryczki punjene paprike, odwdzięczamy się butelką wina i próbujemy coś wspólnie z nimi zaśpiewać. Proszę orkiestrę trębaczy, by zagrała utwór „Bubamara”, czyli „Biedronka” znany z filmu “Czarny kot, biały kot”, kompozycję zapomnianego serbskiego kompozytora Sabana Bajramovica. I zaraz już śpiewamy wszyscy na całe gardła “Dżindżi rindżi Bubamaro”… Taka słowiańska integracja, poczucie braterstwa dusz, chwilo trwaj!
Na festiwalu nie da się być głodnym ani spragnionym. Zapachami świeżo przygotowanych potraw kuszą dziesiątki karczm na otwartym powietrzu urządzone w namiotach albo zbitych z desek szałasach. W gospodach tych serwują typowe serbskie dania z baraniny, kapusty, fasoli, zapiekane w ceramicznych pojemnikach, nieziemski chleb z kukurydzy na ciepło, paprykę, grillowane mięso, paprykę, kukurydzę, wyborny ser kajmak… A pomiędzy polowymi gospodami rozstawiane są stragany z pamiątkami i rzemiosłem. Wśród kiczowatych gadżetów, plastikowych trąbek-gwizdków, T-shirtów, cygańskich tamburynów z hasłem „I love Guča” i innych jarmarcznych suwenirów, można znaleźć także unikalne przedmioty – oryginalne starocie, ceramikę, wyroby z drewna, stare instrumenty.
Nieco narodowego populizmu
– Festiwal w Guczy, poza swoją niezwykłą historią i porywającą muzyką, ma drugą smutną stronę, o której warto wiedzieć, kiedy się tu wybieramy – opowiada Duško Medić z Novego Sadu, dziennikarz i ekologiczny działacz społeczny z Wojwodiny, twórca rowerowego Szlaku Pokoju łączącego Serbię i Chorwację. – Dla niektórych impreza jest też niestety okazją do manifestacji poglądów nacjonalistycznych, które podzieliły Bałkany… Dlatego część Serbów odcina się od festiwalu jako od imprezy łączącej się z promocją serbskiej kultury ludowej lansowanej w czasach Tito i propagandą narodowego populizmu – wyjaśnia Duško.
Dla postronnego obserwatora te konteksty polityczne są niemal niewidoczne. Jedynie prowokujące, często nacjonalistyczne napisy na podkoszulkach, a także wizerunki kontrowersyjnych postaci niedawnej wojny na Bałkanach mogą sugerować, że niektórzy z festiwalu chcą uczynić arenę do demonstracji skrajnych przekonań…
Rozmawiając z Duško myślę sobie, że każdy miłośnik Bałkanów powinien na festiwal trębaczy do Guczy przyjechać. Z jednej strony po to, aby poczuć bałkańską duszę wyrażoną poprzez muzykę, a z drugiej strony aby poznać bliżej współczesną Serbię, kraj leżący w sercu Bałkanów. Bałkanów, które się kocha, a jednocześnie których nie sposób zrozumieć. Region południowo-wschodniej Europy, gdzie spotkamy najgościnniejszych ludzi świata, a jednocześnie gdzie jeszcze niedawno toczyła się okrutna wojna, która w „ojczyźnie bez granic zaczęła wytyczać nowe granice” – jak pisze w swoich przejmujących książkach Dubravka Ugrešić…
Pojedynek na trąbki
Marzeniem każdego serbskiego trębacza jest zdobycie w Guczy Pierwszej Trąbki albo nagrody publiczności zwanej Złotą Trąbką. Marzenie to po serbsku „san”, a trąbka to „truba”… w prostych słowach możemy porozumieć się z braćmi Słowianami z południa… Śnią o sławie, pokazaniu się światu, występach na dużych scenach, a nie tylko graniu na kameralnych imprezach i weselach. O nagrody w różnych kategoriach walczą trębacze soliści, całe big bandy, a od kilku lat także i perkusiści. Spoglądam na listę zwycięzców skrupulatnie prowadzoną od początku festiwalu. Najbardziej znany w Polsce jest Boban Marković. Zdobył Pierwszą Trąbkę w 2001 roku. To jego zespół Boban Marković Orkestar tworzył muzykę do filmów Emira Kusturicy. Także syn Bobana – Marko Marković podbija ostatnio muzyczne sceny Bałkanów i Europy. W filmie „Gucza! Pojedynek na trąbki” w reżyserii Dušana Milicia zagrał rolę romantycznego cygańskiego trębacza, który zakochuje się w Serbce ze słynnej rodziny trębaczy. Ojciec dziewczyny zgadza się na ich związek, ale pod warunkiem, że Romeo pokona go w Guczy i zdobędzie Pierwszą Trąbkę…
Zwycięzców ogłoszą w sobotnią noc, na wielkiej scenie stadionu. – W finałowym koncercie walczy o sławę 16 orkiestr dętych – opowiada Tamara Belosević, odpowiedzialna za program kulturalny miejscowego centrum kultury i sportu. – Ale przesłuchania i kwalifikacje orkiestr dętych odbywają się dużo wcześniej przed festiwalem w Guczy, w pięciu miejscowościach leżących w różnych regionach Serbii. Największe współzawodnictwo i prawdziwy pojedynek na trąbki toczy się w miasteczku Surdulica, gdzie prezentują się grupy z południa Serbii. Tutaj jest prawdziwe zagłębie cygańskich orkiestr dętych, ojczyzna wielu zwycięzców poprzednich edycji festiwalu. – uśmiecha się Tamara.
Sobotni ciepły wieczór, radosne tłumy na stadionie cieszą się koncertem finalistów, to przecież punkt kulminacyjny całej imprezy. Orkiestry dęte grają i porywają widzów, tłum tańczy, śpiewa, wznosi okrzyki… Wreszcie na scenie pojawia się witana owacjami gwiazda wieczoru, najczęściej zwycięzca poprzednich edycji festiwalu, który osiągnął artystyczny sukces – Dejan Petrović, Dejan Lazarević albo Boban Marković. W tym czasie jurorzy toczą gorące obrady. Jest prawie północ… i… jury ogłasza zwycięzców, a tłum wiwatuje na cześć kolejnego wielkiego mistrza bałkańskiej trąbki… A przed nami ostatnia szalona noc, jam sessions do rana ze zwycięzcami noszonymi na rękach. Ledwo starcza sił, żeby po raz kolejny zaśpiewać przy blasku księżyca „Mesecina, mesecina…”. Jeszcze nad ranem, w namiocie, na polanie u Dušana odsłuchuję nagrania z uliczek miasta, a do snu utula mnie melodia „Erdelezi”. I jak tu teraz po bałkańskim szaleństwie Guczy wrócić do codzienności? Te melodie długo jeszcze będą grały w głowie i sercu. Niech grają, całe lato i jeszcze dłużej…
tekst i zdjęcia © Dominika Zaręba