Z CYKLU: ŚWIAT W LANCKORONIE
MINIATURY PODRÓŻNE DOMINIKI
Bardzo lubię hiszpańskie słowo duende. Samo jego brzmienie przenosi mnie myślami do białych wiosek – pueblos położonych na wzgórzach z widokiem na ocean, porośniętych gajami oliwnymi i cytrusowymi sadami. Wyobrażam sobie jak wędruję krętą ścieżką pośród krzewów rozmarynu, wiecznie zielonych karłowatych dębów i aromatycznych mirtów, a wiatr cichutko nuci melodię flamenco. Czuję się wtedy tak wolna i szczęśliwa jak Srebrzynek – osiołek z książki hiszpańskiego noblisty Juana Ramona Jimeneza.
tekst: Dominika Zaręba, rysunek: Kazimierz Wiśniak
Duende w języku hiszpańskim to słowo niebanalne, którego nie da się wprost przetłumaczyć na język polski. Twórcy flamenco określają nim stan duszy, kiedy artysta całkowicie zatraca się w muzyce, muzyka staje się z nim jednością, a niezwykła atmosfera chwili udziela się osobom uczestniczącym w widowisku. Czyż nie przeżywaliśmy duende podczas różnych koncertów w Lanckoronie? Inaczej nie mogłabym nazwać tego czegoś ulotnego i nieuchwytnego, tych wibracji i emocji, które potrafią przekazać utalentowani artyści. Bywały też w Lanckoronie koncerty muzyki flamenco. Wtedy wydawało się jakby maleńka kawiarnia zamieniała się na chwilę w hiszpańskie tablao albo café cantante – czyli lokal ze sceną flamenco.
Podczas jednej z moich podróży przez Andaluzję natknęłam się na drugą interpretację słowa duende. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że duende jest nie tylko hiszpańskie, ale także bardzo lanckorońskie. Sięgnęłam do źródeł Królewskiej Akademii Hiszpańskiej. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy w encyklopedii przeczytałam, że duende w ludowym przekazie to także stworzenie fantastyczne o humanoidalnym wyglądzie, jednak mniejsze od przeciętnego dorosłego. Królewska Akademia precyzuje, że jest to duch przybierający postać dziecka lub osoby starszej, który wprowadza zamieszanie w miejscach, w których się pojawia. Potrafi czarować i rzucać urok na domy i lasy. Zgodnie z tradycją może być dobrą lub złośliwą postacią z bajki… Przecież to jest bezpośrednie odniesienie do lanckorońskich krasnoludków! – pomyślałam z zachwytem. Artystyczna dusza – duende Lanckorony przywołało tu do nas krasnoludki…Czasem psocą, najczęściej dają odrobinę radości dzieciom, a chwilami nawet gotują… z dodatkiem wędzonej hiszpańskiej papryki oczywiście! Mają też swojego króla – Kazimierza Wiśniaka Wielkiego!
W małej Lanckoronie mieści się cały świat. W nieodgadniony sposób staje się przestrzenią do międzynarodowych wydarzeń i projektów, przyciąga ludzi i czerpie z energii różnych zakątków. Potem jakaś cząstka innego kraju, odległego miejsca, zostaje tu na zawsze.